• Wspomnienia J. Postka

        • Wspomnienia z Rybczewic

          nauczyciela Józefa Postka(1956r.)

          Józef Postek

          Józef Postek ur. 10.01.1934r., absolwent liceum ogólnokształcącego w Węgrowie, mgr filologii polskiej, studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, przez 44 lata pracował jako nauczyciel języka polskiego (od 1956 do 1991r.).

          Wiesława Postek z d.Kuta

          „Wiesi, mojej żonie, z podziękowaniem za wszystko.”

          W sierpniu 1956r. zwróciłem się po raz kolejny do kuratorium lubelskiego w sprawie pracy. Kadrowiec pogryzał właśnie ziarnka słonecznika i biedził się nad krzyżówką w „Przekroju”, ale jako człek ludzki nie trzymał mnie w niepewności, tylko powiedział, tak jak zwykle: „Nie mam nic dla pana”

          Pociąg Lublin-Gdynia, sławny „Włóczęga Północy”, którym miałem wracać do domu, odchodził wieczorem, więc miałem sporo czasu. Rozsiadłem się na Placu Litewskim z gazetą w ręku, żeby dowiedzieć się, którzy to rozbitkowie właśnie uciekają z tonącego „Paxu” albo którego za skazanych za AK wielkodusznie zrehabilitowano.

          Gdy tak sobie siedzę podchodzi do mnie koleżanka z roku, Stefania Starek, i pyta, co tu robię. Opowiedziałem jej o swoim marnym losie bezrobotnego. Pouczyła mnie, że w sprawie pracy trzeba odwiedzić inną „komórkę” w kuratorium. Zaprowadziła, gdzie trzeba, do pana, którego tytułowała „radcą”. Pan radca zaproponował: Adamów, Stoczek, Włodawa, Rybczewice w powiecie krasnostawskim. Wybierać. Co robić?

          Trzy pierwsze miejscowości trochę znałem i nie miałem ochoty osiedlić się w żadnej z nich. Poprosiłem całkiem w ciemno o te Rybczewice. „Mądry wybór-pochwalił radca-to jest, panie, szkoła w pałacu hrabiowskim otoczona parkiem i sadami. Można pożyć! Znam sprawę, bo jeżdżę tam, żeby zobaczyć, jak pielęgnują kanar dla moich ptaszków”.

          Do Rybczewic nie było wtedy czym dojechać, więc od Piask szło się te 14 km pieszo albo sołtys wysyłał podwodę.

          Kiedy dzięki dobrym ludziom dotarłem na miejsce, trzeba było jakoś się urządzić. Wskazano mi pokoik na poddaszu, gdzie zastałem inną świeżo zatrudnioną „siłę”, po liceum, siedemnastoletniego Franka Skrętkowicza.

          W pokoju nie było żadnych sprzętów. Najpierw trzeba było pomyśleć o jakimś legowisku. Dano nam sienniki i doradzono, żeby iść do pewnego gospodarza i tam wypchać je słomą. Łóżek na razie nie było, więc rozłożyliśmy posłania na podłodze.

          Oceniłem swoją sytuację: nie ma elektryczności ani komunikacji, ale jest dorzeczny dyrektor, młode, przyjazne grono, stołówka, jabłka w sadzie, no i ten stuletni park. Jakoś z rok się wytrzyma.

          Rybczewice - mon amour

          Rybczewice to bardzo stara miejscowość, dawniej w powiecie krasnostostawskim, dziś w świdnickim, nad rzeką Giełczew, 14 km na południe od Piask Lubelskich.

          Od najdawniejszych czasów istniał tu majątek, którego właścicielami byli m.in. Rembielińscy, Rostworowscy, Florkowscy i Skarżyńscy. W ostatnich latach przed likwidacją dworów majątek ziemski Rybczewice (500 ha) należał do autentycznego chłopa-Władysława Kani.

          Pałac (a raczej duży dwór) rybczewicki, sam bez większej wartości jako budowla zabytkowa, jest otoczony pięknym, dobrze utrzymanym pięciohektarowym parkiem. Są tu kilkusetletnie drzewa, jak modrzewie, dęby, buki, orzech czarny, klon tatarski.

          Do dewastacji dworu i wyrąbania parku nie dopuścił w 1945r. nieznany z nazwiska radziecki komendant wojenny, Gruzin z pochodzenia, nauczyciel z zawodu.

          On też podsunął pomysł, aby w pałacu ulokować szkołę średnią, której wtedy jeszcze nie było. Delegacja światłych mieszkańców tej wsi udała się do PKWN w Lublinie i uzyskała zgodę na otwarcie w Rybczewicach w 1948r. liceum ogólnokształcącego.

          Pierwszym dyrektorem był Jan Przyszlak, późniejszy długoletni dyrektor słynnej „Jagiellonki” w Płocku.

          W pobliżu Rybczewic znajdują się równie stare, historyczne miejscowości o ciekawie brzmiących nazwach: Częstoborowice, Pilaszkowice, Bazar, Izdebno, Siedliska, Stryjno, Wygnanowice, Gardzienice.

          Pierwsza szkoła we własnym budynku istnieje w Rybczewicach od 1896r. Była to jedyna szkoła dla 14 wsi gminy rybczewickiej. Uczył w niej jeden nauczyciel. Dziedziczka, pani Florkowska, zaopatrywała szkołę w pomoce, narzędzia i sprzęt, podarowała także zegar.

          Na początku wieku XX na terenie gminy widać ożywioną działalność różnych organizacji kulturalno-oświatowych (np. „Światło”). Powstawały biblioteki, teatry amatorskie, kapele, organizowano kursy w zakresie ogrodnictwa, pszczelarstwa, hodowli i rzemiosła. Czytano prasę np. „Zaranie”, „Zorzę”, „Polaka”.

          „Nie wydumasz nic inaczej…”

          Pewnego jesiennego dnia roku pańskiego 1960, skończyłem jakieś roboty porządkowe i chowałem do magazynku narzędzia, gdy pojawił się pod moim okiem taki obraz: od strony gabinetu dyrektora zstępuje z piętra po schodach młoda blondynka w okularach, przy niej dyrektor wygłaszający jakąś tyradę, a charakterystyczna gestykulacja wzbogaca jego mowę. „Źle jest- pomyślałem. Musi jakaś przedstawicielka władz, więc trzeba wiać. -Masz klucz, zamknij i idźcie do domu”. Czmychnąłem stamtąd, bo mogłem być zaczepiony o jakieś plany i ich realizację, co, moim zdaniem, należałoby …itd. Zaraz miał być obiad w naszym ponurym pałacowym refektarzu, więc wlazłem w kąt i po jakimś czasie poszedłem coś zjeść. Zdziwiłem się bardzo, gdy w stołówce zastałem tę blondynkę w okularach, i chciałem się wycofać, ale nie było jak, bo pierwsza wyciągnęła do mnie dłoń. Ja wyciągnąłem swoją

          -Józef Postek.

          -Wiesława Kuta.

          Spojrzała przy tym na mnie życzliwie, pogodnie i chyba z zainteresowaniem. Nie, to nie jest groźna przedstawicielka aparatu urzędniczego ucisku. Nabrałem chęci na nawiązanie bliższego kontaktu:

          -Pewnie pani głodna?

          -Oj tak, tak!

          -No to siadamy, zaraz nam podadzą.

          W tym momencie rozległ się łomot otwieranego włazu do pałacowej kuchni, w którym pojawiła się cała załoga w regulaminowych chustkach na głowach, podano wazę, a w niej buraczaną ciecz ze zgrubnie porąbanymi liśćmi kapusty. „Niech to, w sam raz dla gościa!”-pomyślałem ze złością. Tak rozpoczęły się nasze wspólne posiady przy chlebowym stole, które trwają do dziś i dają nam poczucie szczęścia, a szczególnie wtedy, gdy uczestniczy w nich cała, już dwunastoosobowa rodzina.”

          Fragmenty wspomnień „W Rybczewicach i gdzie indziej”  umieszone zostały przez syna p. Józefa Postka – Grzegorza Postka na stronie:

          http://www.radiownet.pl/publikacje/jozef-postek-rybczewice-wspomnienia-nauczyciela-1956r